05-07-2006


Ministerstwo narodowej niemożności



Zamieszanie wokół Opery Narodowej niepokoi wszystkich, którzy dzięki dyrekcji artystycznej Mariusza Trelińskiego i Kazimierza Korda przekonali się, że opera w Polsce nie jest strupieszałym pudłem.



   Że to nowoczesna, żywa, emocjonująca sztuka, która wyraża niepokoje współczesnego człowieka. Miniony sezon w Operze Narodowej zwrócił uwagę nie tylko środowiska muzycznego. "Wozzeck" w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego, "La Boheme" w reżyserii Mariusza Trelińskiego czy najnowsza premiera - "Czarodziejski flet" w reżyserii Achima Freyera - były oryginalnymi propozycjami myślenia o muzyce, o inscenizacji, wreszcie o współczesności, do której odnosiło się każde z tych przedstawień.

Jako widz oczekuję kontynuacji tego programu. Ostatnie wydarzenia wokół Teatru Wielkiego nie zapowiadają jednak nic dobrego.

Ustąpił jeden z architektów artystycznej przebudowy Opery - Kazimierz Kord. Teatr nadal nie ma dyrektora naczelnego, nie ma też propozycji reformy organizacyjnej, która w tej największej instytucji kulturalnej w kraju, zatrudniającej tysiąc osób, jest niezbędna.

To wszystko obciąża niestety konto Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, które nie wywiązuje się ze swych obowiązków organizatora i mecenasa. Minister Kazimierz Ujazdowski miał pół roku na wyłonienie nowego dyrektora naczelnego Opery.

Gdyby tak długo i nieskutecznie szukano szefa jakiejś ważnej instytucji publicznej, na przykład szpitala, osoba odpowiedzialna dawno straciłaby pracę. Tymczasem minister Ujazdowski nie tylko nie wyznaczył dyrektora naczelnego, ale próbował skłócić szefów artystycznych Opery, sugerując, że są w konflikcie. Kord i Treliński stanowczo temu zaprzeczyli.

Wprowadzanie w błąd opinii publicznej zamiast konstruktywnych działań, dopuszczenie do odejścia wybitnego artysty o światowej sławie - to wszystko wzmaga niepokój. Ostatnie działania min. Ujazdowskiego są tym dziwniejsze, że jeszcze pół roku temu stanął on po stronie Trelińskiego i Korda, kiedy operowa "Solidarność" groziła demonstracjami, a "Nasz Dziennik" niepokoił się o moralność dziecięcych statystów biorących udział w "Wozzecku" i narażonych na widok męskiej pupy. Wtedy minister odwołał dyrektora Sławomira Pietrasa, który torpedował nowy program Opery. Co się zmieniło?

Czyżby rację mieli ci, którzy w związku z pogłoskami o powierzeniu dyrekcji Januszowi Pietkiewiczowi wskazują na Pałac Prezydencki jako na miejsce, gdzie decyduje się dzisiaj o obsadzie Teatru Wielkiego? Czy minister kieruje się dobrem kultury, czy dobrem swojej partii? To pytania domagające się pilnej odpowiedzi.



Roman Pawłowski


    strona główna     artykuły prasowe