NUMER 25/2003


Zabytkowa jaskółka



Pierwszym warszawskim akcentem współpracy Opery Narodowej z teatrami w Waszyngtonie i Los Angeles, kierowanymi przez wielkiego tenora Placido Domingo, stała się premiera przeniesionego stamtąd spektaklu wyreżyserowanego przez jego małżonkę Martę. "La Rondine" (Jaskółka) Giacomo Pucciniego to dziś raczej ciekawostka dla miłośników dorobku twórcy "Madame Butterfly".


   Sam kompozytor nie był przekonany do libretta, jakie otrzymał. Miał napisać operetkę dla Wiednia; chciał stworzyć raczej operę komiczną w stylu "Kawalera srebrnej róży" Richarda Straussa. Nie wyszło ani jedno, ani drugie, ale jest tu niemało ciekawej muzyki, wartko płynącej, z dowcipnymi aluzjami (do Debussy'ego czy do Richarda Straussa właśnie, łącznie z dosłownym cytacikiem z "Salome"). Słychać tu też zapowiedzi ostatniego wielkiego, nieukończonego dzieła - "Turandot". Momentami jednak, zwłaszcza w ostatnim akcie, "Jaskółka" ociera się o kicz. Kiczowata jest zresztą sama historia nieszczęśliwej kurtyzany; jej anachronizm sprawił, że Marta Domingo uznała - i słusznie - iż najrozsądniej będzie potraktować dzieło po prostu jako zabytek, ściśle związany z epoką, której dotyczy. Spektakl może więc zadowolić miłośników przedstawień tradycyjnych, zrealizowanych z pietyzmem i bez udziwnień (z wyjątkiem... kankana na trzy). A i strona muzyczna, przygotowana przez Jacka Kaspszyka, jest na przyzwoitym poziomie, jeśli jeszcze poprawią się proporcje między solistami a orkiestrą.


    strona główna     recenzje premier