nr 86,   11-04-2008
i n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o r



Łucja staje na głowie


Michał Znaniecki, reżyser i scenograf warszawskiej "Łucji z Lammermooru", postanowił zabawić się konwencją romantycznego romansu. Efektem spektakl peretensjonalny i anachroniczny. Amerykański dyrygent Will Crutchfield zadbał o płynną artykulację i ekspresję partii orkiestry, czuwając, żeby jej brzmienie nie przykrywało solistów.

    Najsłynniejsza opera Donizettiego to esencja romantycznego teatru - tragiczna historia kochanków ze zwaśnionych rodów, rozegrana w renesansowych zamkach i nawiedzanych przez duchy ogrodach. Kulminację osiąga w wielkiej scenie obłędu bohaterki, doprowadzonej do szaleństwa przez bezwzględnego brata, domniemaną zdradę kochanka i niechciane zamążpójście. Niewiele tu miejsca na reżyserskie pomysły, bo postaci i sceny precyzyjnie umotywowano.

Ambitny inscenizator znajdzie jednak sposób, by odcisnąć na, ,Łucji z Lammermooru" piętno swego talentu. Michał Znaniecki ujął historię w nawias. Oglądamy bohaterkę, która podczas spaceru zwierza się towarzyszce ze swej miłości,a okno sceny zamyka obraz parku widziany z góry, niczym z lotu ptaka - czytaj: wniebowziętej Łucji. W trakcie wymuszonego na niej ślubu jesteśmy w balowej sali odwróconej podłogą do góry, bo świat bohaterki stanął na głowie. Mniejsza, że pomysły te są mało wyrafinowane. Problem w tym, że lepiej wyglądają w scenograficznych projektach niż na deskach sceny. Postaci oglądane z lotu ptaka to akrobaci na linach, którzy chodzą niezgrabnie jak kosmonauci; balowa sala stoi na głowie, ale zgromadzony w niej dwór - nie. Być może w wyobraźni Znanieckiego obrazy te miały sugestywną siłę, ale realizacja pozbawiła je poezji i wdzięku. Całość przybrała karykaturalne kształty. Niespójna scenografia, mało efektowne kostiumy i oświetlenie, statyczne ustawione sceny zbiorowe - wszystko to dało spektakl pretensjonalny i anachroniczny. Najsłynniejsza opera Donizettiego to także esencja romantycznego bel canta - stylu, w którym liczy się piękno melodii i śpiewaczy popis. Rola Łucji jest jedną z najtrudniejszych w repertuarze. Śpiewająca na premierze Joanna Woś to jedna z niewielu współczesnych polskich śpiewaczek, które godnie mogą się mierzyć z tą partią. Jej atutem jest wyczucie stylu, biegły w koloraturach sopran, wspaniała prezencja i aktorski talent. Słabością - brak rytmicznej precyzji i pełnej kontroli nad dynamiką dźwięku. Baryton Marcin Bronikowski oraz bas Rafał Siwek zaprezentowali silne i ładnie brzmiące głosy, choć ich aktorski temperament i emocjonalna ekspresja nie są jeszcze najwyższej próby. Zwłaszcza w zestawieniu z Piotrem Beczała, który wcielił się w ukochanego Łucji, Edgara. Polski tenor to zjawisko, jakiego dawno nie było w naszym życiu muzycznym. W jego osobie wspaniały głos, mistrzowska technika i kultura śpiewu, artystyczny smak i inteligencja połączyły się w sposób, pozwalający widzieć w nim spadkobiercę największych lirycznych tenorów starszej generacji jak Bergonzi i Kraus.



Bartosz Kamiński