30-04-2012

i n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o r



Śpiew na ostrzu noża


"Medeamaterial" Pascala Dusapina w reżyserii Barbary Wysockiej jest najlepszą premierą tego sezonu w Operze Narodowej.

    "Ogrywanym" przedmiotem/kostiumem/rekwizytem w warszawskiej "Medeamaterial" jest suknia ślubna. Medea wyciąga ją z ceratowej, kraciastej torby i tuli się do niej. Suknia ślubna jako metafora miłości, zawiedzionych uczuć, zniewolenia, wykorzenienia. Jej lament, wokół którego skupia się całe przedstawienie, sprowadza się do jednego właściwie słowa: "Jazon". Muzyczną ilustracją jest obsesyjne powracanie do jednego i tego samego dźwięku f, wokół którego krąży Medea w swojej wokalizie, "wychylając" się głosem maksymalnie o tercję wielką ("Jazon Początek i koniec mój Nianiu/Gdzie jest mój mąż"). Tak jakby jej ekspresja została zduszona do tej wąskiej skali kilku półtonów. Jak w depresji. "Kim byłam zanim cię poznałam?/ Medeą/ Dziką Medeą" - śpiewa Heather Buck. Mężczyzna w spodniach od garnituru próbuję owinąć w tę samą suknię ślubną młodą kobietę, która wyrywa się, wije po podłodze, walczy, aby nie schwytano jej w sieć, która dla milionów kobiet jest synonimem szczęścia i spełnienia. Mężczyźnie udaje się w końcu okiełznać kobietę i zawinąć ją w biały tiul, pod którym leży bez ruchu.

Opera o kolonizacji

Scena ta ma podwójne znaczenie. Tak jak w mitologii, tak u Müllera i Duspaina, barbarzynka posłała swej rywalce suknię nasączoną trucizną, od której córka Kreona zmarła w męczarniach. Nad Medeą córka Kreona miała tę "wyższość", że pochodziła z greckiego Koryntu, z "Paryża", a nie z "Tirany", jak pierwsza żona Jazona. Francuski kompozytor Pascal Dusapin, komponując "Medeamaterial" (1990-1991), jedną ze swoich siedmiu oper, chciał odnieść się do rzeczywistości początku lat 90., kiedy to na rubieżach cywilizowanego świata, w Jugosławii, wybuchła wojna etniczna. Dlatego sięgnął nie po antyczny mit, nie po Eurypidesa, ale po monodram niemieckiego dramatopisarza i reżysera Heinera Müllera, dla którego postać Medei była metaforą podbitego kraju. "Medeamaterial" to krytyczne spojrzenie na cywilizację Zachodu i przemoc, która obraca się przeciwko niej samej. Zatem nie jest to jednostkowa historia porzuconej kobiety, ale dramatyczna, choć przecząca konwencjonalnie pojętej dramaturgii, bo nie posiadająca akcji, opowieść o bezwzględności kolonizatorów i upokorzeniu kolonizowanych (krajów, ras, kobiet, dzieci). "Nie ma Historii bez ofiar" - mawiał przecież Heiner Müller. Medea lamentuje: "Dla ciebie zabijałam/ dla ciebie rodziłam/ Jestem twoją dziwką i suką Jazonie" (niemiecki tekst jest pozbawiony znaków przestankowych). Biorąc publiczność na świadków i sędziów, z wyrzutem przypomina Jazonowi: "Tyś mi winien brata". On odpowiada: "Za tego brata dałem ci dwóch synów". Jazona nie ma fizycznie na scenie. Jest tylko jego głos, słyszany z offu, emitowany z pogłosem, brzmiący jak głos boga i władcy. Wprawdzie spustoszył ojczyznę Medei, ale za to zaszczycił ją swoim cywilizowanym nasieniem. I znów para tancerzy: mężczyzna unosi kobietę na rękach, ale nie ma w tym piękna baletu klasycznego. Opiera ją o ścianę i przyciska biodrami.

Spektakl się staje

Barbara Wysocka zbudowała spektakl na zasadzie performance'u. Przedstawienie staje się w naszych oczach, jest jakby tworzone na żywo. Wysocka - z wykształcenia reżyserka i aktorka - w "Medeamaterial" obsadziła siebie w roli jednoosobowego Chóru (choć na scenie jest też chór właściwy, muzyczny), który komentuje treść monologu Medei, mówiąc przez mikrofon i malając napisy na ścianach, filmuje ją kamerą. Na scenie symultanicznie rozgrywają się różne zdarzenia - Medea lamentuje, obok odbywa się pantomima i taniec. Na scenie leżą pudła z farbami, gipsowe figurki dzieci Medei, ceratowa torba. To wywrócony do góry nogami, chaotyczny świat Medei, a na wyższym piętrze abstrakcji - przedstawienie w robocie, z reżyserką, która na scenie gra samą siebie. "To nie jest Medea, to jest materiał do Medei" - głosi napis namalowany na ścianie-dekoracji scenicznej. Wysocka z nienacka bierze za rękę Medeę (Heather Buck) i wyprowadza za scenę - tak kończy się spektakl. Ratunek? Solidarność kobiet? Czy "ściągnięcie" postaci ze sceny i tym samym "przerwanie" przedstawienia przez jego twórcę (opera kończy się bez wyraźnej puenty)? Ze wszystkich młodych lub mniej młodych reżyserek Barbara Wysocka podoba mi się najbardziej. Jej przedstawienia się kleją, lepią w całość, która ma swój rytm i sens. A do tego obraz sceniczny dobrze "współpracuje" z muzyką.

Myślałam o tej kobiecie, która zamordowała swoje dzieci. Nożem. Powrót dzikiej Medei, koniec z uległością. Ze strasznej zemsty - eksterminacja "pomiotu". W czym leży wina dzieci? Medea nie chce już synów Jazona. Mężczyźni zawsze bali się kobiecości: że irracjonalna, nieprzewidywalna, zajadła jak suka. Lecz kto tu jet sędzią? Notoryczni mordercy i gwałciciele. Jazonowie.

Kreacja Heather Buck

Pascal Dusapin, wychowanek Iannisa Xenakisa, związany z centrum muzyki elektronicznej i eksperymentalnej IRCAM, w latach 90. złagodził swój język kompozytorski. "Medeamaterial" to muzyka atonalna, obfitująca w klastery, archaizujące skale i melizmaty, heterofoniczna (głos solowy, głosy kwartetu wokalnego, chóru, orkiestry, występują często symultanicznie, ciągnąc niezależnie swój wątek). Partia Medei jest wyjątkowo wymagająca - zbudowana na rozległej skali, z zawiłą linią wokalną, z koloraturą, wymagająca dużej ekspresji. Sopran dramatyczny. To wokół postaci Medei powstała partytura tej trwającej blisko godzinę opery i do niej jednej się sprowadza. Wykonawczyni ani na moment nie schodzi ze sceny i prawie ani na moment nie milknie. Można sobie zadać pytanie, czym w partyturze są głosy Jazona i Piastunki, kwartet wokalny i chór. Czy są to projekcje obłąkanego umysłu? Sprowadzenie wszystkiego do psychologii byłoby zbytnim uproszczeniem. Dla mnie wszystkie te głosy, które w partyturze nie są nawet spersonifikowane, mają sens estetyczny, muzyczny. W Warszawie tytułowa heroina znalazła znakomitą wykonawczynię w osobie amerykańskiej śpiewaczki Heather Buck. To był jej debiut w tej roli, jednak śpiewała już w innej operze Dusapina - w "Fauście, The Last Night" w Brukseli. Ważną część jej repertuaru zajmuje muzyka współczesna. Głos giętki, miękki, mocny, utrzymujący poprawność intonacyjną. Bez widocznego wysiłku poradziła sobie z trudnościami wokalnymi utworu. W jej Medei było więcej rozpaczy i zagubienia niż furii i żądzy zemsty. W precyzji podania tekstu literackiego i muzycznego miała dobrego partnera, francuskiego dyrygenta Francka Ollu, który zadbał o dyscyplinę wykonawczą w orkiestrze kameralnej złożonej z muzyków Opery Narodowej - wyłącznie smyczkowców oraz klawesynu i organum.

Do braw wyszedł sam kompozytor, obecny na polskiej premierze swej opery.



Anna S. Dębowska