nr 153,
  04-07-2014



i n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o r



Dzieła dobre, ciekawe i polskie


Przez dziesiątki lat Peerelu tęskniliśmy za tym co zagraniczne. Możliwość posłuchania płyt jazzowych czy przejrzenia kolorowej prasy angielskojęzycznej w ambasadzie amerykańskiej kończyła się często spisaniem przez milicjantów i kłopotami na uczelni lub w liceum.

   

Choć nie było to prawdziwe, obcowanie z tamtą rzeczywistością raczej przypominało lizanie cukierka przez szybę, to było warto. Ówczesna kultura polska w porównaniu z zachodnią jawiła się nam niczym szary wróbelek przy rajskim ptaku. I to zarówno kultura przez duże "K", jak i ta, której uosobieniem był sposób ubierania, styl bycia i życia. Oczywiście, przy okazji, często nie potrafiliśmy docenić tego co - mimo wszelkich ograniczeń ideologicznych i technicznych - tworzyli polscy artyści. Muzycy, graficy, malarze i architekci. I tak wytworzył się w nas kompleks zaścianka. Co obce, to lepsze... Teraz nieco się zmieniło, choć nie tak, jakby należało. Część z nas wybiera już polskie towary spożywcze, bo są smaczniejsze i zdrowsze. Lepsze są nasze produkty przemysłowe niż chiński chłam. Nadal jednak wielbimy zagraniczną kulturę, nie doceniając własnej.

Moby Dick

Tego typu refleksje naszły mnie, gdy w ubiegłym tygodniu znalazłem się w Teatrze Wielkim, Była to od dawna oczekiwana premiera opery Eugeniusza Knapika "Moby Dick". Knapik to wychowanek Henryka Mikołaja Góreckiego, kompozytor i pianista, rektor Akademii Muzycznej w Katowicach dwóch kadencji, muzyk znany i ceniony w środowisku. Zamówienie Opery Narodowej realizował długo - choć w tego typu wypadku rzecz to względna - bo aż dziesięć lat. Powstało dzieło wybitne. Mam na myśli jego warstwę muzyczną.

Inna sprawa, to libretto Krzysztofa Koehlera i pozostałe elementy przedstawienia operowego. Muzyka jest bogata, piękna i gęsta. Znakomicie oddaje dramatyzm przesłania zawartego w utworze Hermana Melville'a, którego treść stała się pretekstem dla autora libretta. Zaledwie pretekstem, bo niewiele pozostało z jego warstwy narracyjnej - z historii kapitana Ahaba (będącego jednym z dwóch głównych protagonistów powieści "Moby Dick"), który straciwszy nogę w walce z ogromnym białym wielorybem i poprzysiągłszy nieubłaganą zemstę, ściga go po morzach i oceanach. Drugi spośród protagonistów, to ów budzący przesądny strach wśród marynarzy, wieloryb-olbrzym Moby Dick, stwór szczególnie chytry i niebezpieczny. Zawsze wychodzący zwycięsko z licznych potyczek z harpunnikami. Oczywiście, jak to bywa z wybitnymi dziełami, romantyczna powieść Melville'a jest wielowarstwowa. Oprócz wspomnianej warstwy fabularnej, mamy do czynienia z symboliczną przypowieścią o człowieku w zderzeniu z przeznaczeniem.

Niedostatki dzieła wybitnego

W wypadku operowego "Moby Dicka" treść książki--pierwowzoru jest zaledwie i to nieprzekonująco zaznaczona. Głównie zaś warstwę słowną opery wypełniają liczne dywagacje i cytaty. Autor libretta Krzysztof Koehler to poeta, eseista, były dyrektor TVP Kultura, a przede wszystkim wyrafinowany intelektualista. Być może to sprawiło, że gęstość odniesień, znaczeń i symboliki, wydaje się przysłaniać treść opery. Warto bowiem pamiętać, że opera to gatunek muzyczno-teatralny o specyficznych wymaganiach. Połączenie muzyki instrumentalnej i wokalnej z teatrem, choreografią, plastyką i literaturą już jest na tyle skomplikowane, że wyświetlanie na scenografii cytatów z Biblii przy jednoczesnym tłumaczeniu z angielskiego (!) na polski, tekstu śpiewanego, przekracza niekiedy możliwości percepcji przeciętnego słuchacza-widza. Nie ułatwia jej także reżyseria, a w zasadzie jej ewidentne zaniedbania i braki. Nie da się zabić pustki i niedostatku pomysłów fragmentami hiphopowych tańców. Na szczęście broni się muzyka. Choć i tu przydałaby się większa dyscyplina i umiejętność skracania. Zbyt długa i nużąca wydaje się choćby scena pożegnania marynarzy na nabrzeżu. Nie każdy kompozytor - jak widać - ma przyrodzony zmysł dramatyczny tak jak Krzysztof Penderecki. A jednak mimo wszelkich zastrzeżeń powstało dzieło wybitne i pod względem muzycznym - zarówno instrumentalnym, jak i wokalnym - znakomite.

Odkrywanie polskości

A więc koniec sezonu w filharmoniach i operach. Blisko trzy miesiące względnej posuchy muzycznej. Względnej, bo rozpoczyna się czas festiwali. W całej Polsce czekają nas interesujące wydarzenia, często o światowej klasie. Festiwal Chopinowski w Dusznikach, najstarszy festiwal monograficzny na świecie. "Chopin ijego Europa" w drugiej połowie sierpnia, ze znakomitymi solistami i zespołami. "Wratisłavia Cantans", festiwal oratoryjny o wielkich tradycjach. "Chopin w barwach jesieni" w Antoninie, wydarzenie pianistyczne odbywające się w magicznym miejscu i niepowtarzalnej atmosferze. Festiwal "Musica Sacromontana" w bazylice oo. Filipinów w Gostyniu, jedno z najważniejszych wydarzeń tego typu, z muzyką odnajdowaną w archiwach miejscowego klasztoru. "Warszawska Jesień" - festiwal, którego przedstawiać nie trzeba... itd., itp. A więc koniec sezonu oficjalnych placówek muzycznych, a zarazem początek koncertów w innej konwencji, na ogół połączonych wspólnym mianownikiem.

W tym ogromna ilość muzyki polskiej. Doceńmy jej wielkość, znaczenie i niepowtarzalność. Nie czekajmy aż odkryją ją dla nas i za nas inni. Tak jak brytyjski dyrygent Simone Rattle pokazał światu muzykę Karola Szymanowskiego, a III Symfonia Henryka Mikołaja Góreckiego stała się ulubionym nagraniem amerykańskich kierowców samochodów ciężarowych dzięki brytyjskim nagraniom tego utworu. Nie jesteśmy gorsi, często bywamy lepsi. Dowodem niech będzie opera Eugeniusza Knapika.



Stanisław Bukowski