29-06-2014
i n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o r



Ocean jak wirujący wszechświat


   

Nie ma wątpliwości. Operowo-misteryjne dzieło Eugeniusza Knapika, powstające przez jedenaści lat, musi wyrastać z głębokiej i uważnej lektury "Moby Dicka" Hermanna Melville'a. Inaczej nie powstałaby muzyka, która porażając swym potężnym brzmieniem i lawiną liryczno-refleksyjnych dźwięków, jest jednocześnie w pełnej harmonii z filozoficzno-egzystencjalnymi i symboliczno-biblijnymi wątkami, które w libretcie wyeksponował Krzysztof Koehler, a w pomysłach interpretacyjno-inscenizacyjnych podkreśliła niezwykle sugestywnym obrazem Barbara Wysocka i kompozycją przestrzeni Barbara Hanicka.

Na dużej scenie Opery Narodowej oglądamy monumentalne przedstawienie, które nie jest jednak marynistyczno-dokumentalną opowieścią o wyprawie żądnego zemsty Ahaba i jego pogoni za białym wielorybem. W zasadzie spektakl, o wyraźnej proweniencji oratoryjno-kantatowej, można smakować na dwóch płaszczyznach, inscenizacyjnej i muzycznej, bo jeśli nawet spowolniona narracja i brak akcji zaczynają w którymś momencie nużyć, szczególnie w części pierwszej, można rozkoszować się samą genialnie zinstrumentowaną muzyką - rozczytywać jej noworomantyczny język, odnajdywać związki z tradycją i nawiązania do Wacława z Szamotuł, Wagnera, Brittena czy Mahlera, Szymanowskiego, Góreckiego i Lutosławskiego.

Barbara Wysocka po raz kolejny udowodniła, że jest reżyserem w szczególny sposób wrażliwym na muzykę, jak również wiernym stylistyce, która interesuje ją w teatrze operowym od czasu wystawienia "Zagłady domu Usherów" w 2009 roku. Wysocka tworzy na scenie świat odwołujący się do naszej współczesnej wrażliwości i to nie tylko w warstwie wideoprojekcji, ale również w kontrastowym łączeniu dynamiki z bezruchem. Wszystko w "Moby Dicku" zdaje się współgrać z charakterystycznym brzmieniem czystej i formalnie uporządkowanej kompozycji muzycznej Knapika, z jej zagęszczaniami i przyśpieszaniem tempa, a także dochodzeniem do głosu kolejnych instrumentów, motywów i wątków.

Bohaterem warszawskiego spektaklu jest bez wątpienia Chór Opery Narodowej, który nie tylko świetnie śpiewa, ale bardzo silnie istnieje na scenie w planie aktorsko-ruchowym. Szeroki teatralny gest jest tutaj w sekwencjach zbiorowych zastąpiony wyraźnym zindywidualizowaniem postaci, ale na tyle dyskretnym, że nie razi - jak to zwykle bywa - sztucznością osobniczych działań i zachowań. Dlatego też osobne słowa uznania należą się Jackowi Przybyłowiczowi za choreografię. Wszystkie relacje między postaciami są transponowane na czytelny język obrazów, w scenach zbiorowych dynamiczny, a w lirycznych pełen subtelności, pozornie tylko statycznej, jakby zatrzymującej akcję. Bo nośnikiem emocji jest tutaj przede wszystkim partytura i jej ekspresyjna moc oddziaływania na wyobraźnię widza, jej skomplikowana rozpiętość melodyczna, rozedrganie emocjonalne, pulsujące, przenikliwe i momentami przeszywające.

Wizja zaproponowana przez Wysocką tworzy dzieło spójne, inscenizacyjnie domknięte i homogeniczne. Na szczególną uwagę zasługuje najciekawszy w wyrazie aktorsko-wokalnym Ralf Lukas w roli Ahaba i Anieszka Rehlis jako Hagan.



Wiesław Kowalski