nr 19,
  08-05-2012
i n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o r



Okropeja


    Dawno nie było przedstawienia tak okropnie spapranego. Próba wyratowania tragedii Ajschylosa, opowieści o mordzie założycielskim Europy, czym się da i co tam było pod ręką, doprowadza do przedrzeźniania tragedii, wykoślawia ją i czyni z niej własną parodię. Najsmutniejsze, że w chwili największej trwogi, gdy Orestesa dopadają furie, publiczność nerwowo chichocze. Rzeczywiście, śmiechu to warte.

Czy jest jakaś granica sensu, której Kleczewska by nie przekroczyła? Epatuje widza naturalistycznym zapisem filmowym gnijącego ciała na ogromnym ekranie, na cały horyzont sceny, zamienia tragedię na operę mydlaną i każe nam wierzyć, że to istota utworu Ajschylosa. Spektaklu nie ratuje nawet magiczna (świetnie wykonywana) muzyka Agaty Zubel, z agresywnymi perkusjami i chórami, wzniosła i prawdziwie wstrząsająca, ale płynąca obok rozklekotanego, cherlawego widowiska, z którego ocalała tylko Anna Chodakowska, jedyna artystka, która nie dała sobie wmówić, że Ajschylosa trzeba traktować po knajacku. Danuta Stenka (Klitemnestra) zatrzymała się na środkach, które wymyśliła przy okazji "Elektry" Warlikowskiego przed kilkunastu laty w Dramatycznym. Jest całkowicie obojętna, mimo że spłakana, i wyobcowana z postaci. Sebastian Pawlak (Orestes) sprawia zaś wrażenie amatora, który nie potrafi porządnie powiedzieć ani jednego zdania, ale na koniec zapamiętale - zgodnie z wolą reżyserki - paprze się w mieszaninie pakuł i ciasta.

Po spektaklu pozostaje na scenie sterta brudów. Zamiast symboli mamy dosłowność, zamiast wzniosłości trywialność, zamiast sensu bełkot. Ale przede wszystkim pojawia się pytanie z wykrzyknikiem: jak długo nieudolność, brak znajomości rzemiosła i sztubackie sztuczki (największe wrażenie w przedstawieniu robią pierdzące poduszki, na których siadają Klitemnestra i Orestes) mogą się panoszyć w polskim teatrze?!

Może już nie tak długo. Tym spektaklem triumfujący na scenach neonaturalizm popełnił zbiorowe samobójstwo.



Tomasz Miłkowski