Gazeta Wielkopolska,
  20 kwietnia 2002



i n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o r



Oryginalna partytura Debussy'ego


Rozmowa z reżyserem Tomaszem Koniną

    Po raz pierwszy na polskiej scenie krajowymi siłami wystawiono arcydzieło XX wieku - operę "Peleas i Melizanda" Claude'a Debussy'ego. Premiera odbyła się wczoraj na Scenie Młynarskiego w Teatrze Wielkim. Premiera odbyła się wczoraj na Scenie Młynarskiego w Teatrze Wielkim. Dzieło wystawiono w autorskiej kameralnej wersji Debussy'ego. Przy fortepianie zasiadł Krzysztof Jabłoński. W głównych rolach wystąpili Olga Pasiecznik (Melizanda), Mariusz Godlewski (Peleas), i Andrzej Witlewski (Golaud). Spektakl reżyserował Tomasz Konina.

Bartosz Kamiński - Sto lat po prapremierze "Peleasa i Melizandy" Claude'a Debussy'ego wystawiliście to dzieło w kameralnej wersji na śpiewaków i fortepian, która jest praktycznie nieznana publiczności.

Tomasz Konina, reżyser - Oryginalnie Debussy chciał zachować dzieło w takiej właśnie wersji. Można to wyczytać w listach kompozytora, które dopiero niedawno ujrzały światło dzienne. To nie jest wyciąg fortepianowy ze zorkiestrowanego utworu, ale oryginalna partytura Debussy'ego. W tej wersji "Peleas i Melizanda" powstał już w 1895 r. i dopiero za namową przyjaciół kompozytor zdecydował się zorkiestrować partyturę. W takiej wersji dzieło w 1902 roku miało swą prapremierę, która odbiła się szerokim echem w całym muzycznym świecie i dziś "Peleas i Melizanda" należy do kanonu oper XX wieku. Z okazji przypadającego 30 kwietnia stulecia prapremiery wiele teatrów na świecie sięgnęło po niezwykłe arcydzieło Debussy'ego, ale wciąż mało kto wie, że w oryginalnym kompozytorskim zamyśle było ono jeszcze bardziej niezwykłe.

Nigdy nie prezentowano tego dzieła w oryginalnej wersji z fortepianem?

- Trzy lata temu zaprezentowano je w Compiegne, a przedstawienie zarejestrowano na płytach. To jedyna znana mi realizacja oryginalnej wersji. Nieco wcześniej Peter Brook zrealizował przedstawienie z udziałem dwóch fortepianów zamiast orkiestry, ale była to jego autorska wersja opery, rodzaj fantazji na temat "Peleasa i Melizandy", do której wybrał jedynie niektóre sceny z opery Debussy'ego. My przedstawiamy całe dzieło, nie rezygnujemy z ani jednej nuty kompozytora.

Wybór wersji z fortepianem narzucił zapewne określone warunki realizacji?

- Oczywiście, zakłada bowiem bliski kontakt zarówno pianisty i śpiewaków, jak wykonawców i publiczności. Gramy bez dyrygenta, tak jak podczas kameralnego recitalu pieśni. Postanowiliśmy więc wkomponować fortepian w przestrzeń, w której działają bohaterowie opery. Ze względu na kameralny, niemal intymny charakter spektaklu, środki, jakimi się posługujemy, są bardzo subtelne, jakby niedookreślone i pozostawiają widzowi możliwości interpretacji. Debussy'ego uznaje się za twórcę muzycznego impresjonizmu i taki impresjonistyczny charakter chcieliśmy nadać też naszej inscenizacji. W tym celu sięgnęliśmy po technikę filmową. Multimedialnej oprawy używamy jednak nie po to, by szokować nowatorskimi rozwiązaniami, ale by w kameralnej przestrzeni wykreować tajemniczy świat przesycony symbolami. Stąd to co dla jednych będzie mieszczańskim salonem, dla innych będzie łodzią - arką chroniącą rodzinę starego króla Arkela i jego dwóch synów zakochanych w Melizandzie.

Odeszliście zatem od archaicznej scenerii średniowiecznego zamku, w której rozgrywa się symbolistyczny dramat Maurice'a Maeterlincka i oparta na nim opera Debussy'ego?

- Tak, zachowując jednak podstawowy kontekst, w jakim rozgrywa się akcja dzieła. Maeterlinck, a za nim Debussy umieścił rodzinny dramat zazdrości i zdrady na tle świata, w którym panuje ciągłe zagrożenie i śmierć, świata po jakiejś katastrofie, ze studnią, z której woda nie ma już uzdrowicielskiej mocy, zaludnionego przez umierających z głodu żebraków. Tę pełną mrocznych symboli wizję, dzielącą świat na sytych i bogatych oraz skazanych na zagładę, próbujemy przybliżyć dzisiejszemu widzowi.



Rozmawiał Bartosz Kamiński