nr 4
 19-01-2011



i n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o r



Trojański wirus komputerowy


    Pięć godzin trwające (cztery godziny muzyki, dwie przerwy) dzieło Hectora Berlioza "Trojanie" inscenizowane w koprodukcji opery w Walencji, Teatru Maryjskiego w Petersburgu oraz naszej Opery Narodowej, doczekało się - po prezentacjach w Hiszpanii i Rosji - polskiego wykonania. Z Katalonii są realizatorzy, grupa La Fura dels Baus, z Petersburga - szef muzyczny spektaklu Walery Gergijew, z Polski m.in. dekoracje. U nas, na scenie Opery Narodowej, odbyły się niestety tylko trzy przedstawienia. Wieczór mógł zadowolić miłośnika opery (dzięki poziomowi muzycznemu) i ubawić miłośników gatunku fantasy (dzięki zabiegom reżysersko-scenograficznym). W koncepcji Carlusa Padrissy Trojanie zarażają się najbardziej znanym wirusem komputerowym - koniem trojańskim. Ten wirus większość ludu niszczy, a ocalałych infekuje, tak więc Eneasz z towarzyszami odwiedzając Kartaginę (Marsa?) będzie musiał również dokonać dzieła destrukcji. Dużo tu było, za pomocą scenografii, kostiumów i projekcji, nawiązań do "Gwiezdnych wojen" i innych filmów SF, choć nie zawsze stosowanych konsekwentnie (pojawia się np. scena tradycyjnego baletu), a czasem dość naiwnych (wielkie pasiaste plastikowe rury z agresywnymi postaciami ludzkimi u wylotów jako węże, które zabiły Laokoona). Dużo było latania w powietrzu ludzi i gadżetów, laptopów trzymanych przez wykonawców (skądś przecież trzeba było się zarazić), konstrukcji realnych i wyświetlanych. Z muzycznego wykonania jednak można było mieć pełną satysfakcję. Dyrygent, choć przybył na próby w ostatniej chwili, potrafił ująć całość w karby i nadać świetne tempa. Orkiestra i chór spisali się znakomicie. W międzynarodowej obsadzie wyróżniły się szczególnie dwie role żeńskie: w części pierwszej (I i II akt), ilustrującej upadek Troi, Sylvii Brunet jako Kasandry, a w części kartagińskiej (akty lll-V) - Anny Lubańskiej jako Dydony. Panowie towarzyszący bohaterkom wypadli nieco blado, ale mógł się podobać zwłaszcza Sergiej Semiszkur w roli Eneasza (znany już widowni Opery Narodowej) czy Rafał Siwek jako Narbal, minister dworu Dydony. Polska strona dała z siebie naprawdę wiele.



Dorota Szwarcman