23-04-2014
i n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o r



W muzyce Wagnera jest wszystko


   

Z Wagnerem często kojarzy się określenia "długi", "głośny" i "nudny". Rzeczywiście, jego sceniczne dzieła trwają po kilka godzin, ale już zawarta w nich ilość decybeli zależy tylko od dyrygenta i śpiewaków. Pokazał to podczas warszawskiej premiery "Lohengrina" Stefan Soltesz, który w sposób niezwykle subtelny, ale i zarazem perfekcyjny pod względem metrycznym, intonacyjnym i rytmicznym, oddawał zawarte w muzyce gradacje emocji i uczuć oraz melodykę zdającą się nie mieć swego kresu. W jego interpretacji, będącej jakby wyłanianiem się dźwięków z kompozycyjnego niebytu, podążająca za losami tytułowego bohatera i jego protagonistów muzyka mistrza z Bayreuth, oddychająca swoiście określonym rytmem, staje się jednocześnie jakby mową, przestrzenią i czasem.

W przypadku inscenizacji Antony McDonalda, również autora monumentalnej scenografii, piętrowo gospodarującej przestrzeń sceniczną, słuchanie gęstej i mrocznej warstwy orkiestrowej nie jest na pewno jakimkolwiek poddaniem się próbie cierpliwości. Jest raczej rozkoszowaniem się całym bogactwem piękna tego gigantycznego dzieła, które już w samym libretcie ma w sobie coś magicznego, misteryjnego i owianego tajemnicą.

Inscenizacja jest tu bardzo silnie związana z partyturą i skupia się przede wszystkim na jasnym oraz klarownym opowiedzeniu historii, która swoimi korzeniami sięga do rycerskiej legendy o strażnikach świętego Graala. I jeśli nawet komuś będzie przeszkadzać zbyt tradycyjne, bo skupione na logice, czytelności i stylu podejście realizatorów do operowego materiału, bo żadnych inscenizacyjnych fajerwerków, przedziwnych transformacji czy uwspółcześnień podkreślających uniwersalizm tutaj nie ujrzymy, można zamknąć oczy, poddając się idealnym proporcjom brzmieniowym i tylko słuchać, słuchać i słuchać

Siłą warszawskiej premiery byli wszyscy, bez wyjątku, śpiewacy. Publiczność każdego z solistów nagradzała tak samo gorącymi brawami. Mary Mills, jako Elsa von Brabant, zachwycała dźwięcznym głosem o zaokrąglonym brzmieniu, była również wiarygodna w subtelnie szkicowanym rysunku aktorskim. Kulturą wykonawczą, doskonałym zrozumieniem charakteru wykonywanej partii i szlachetnością postawy scenicznej zachwycał w roli Lohengrina Peter Wedd, tenor śpiewający barwą niezwykle naturalną i wyrównaną. Jeśli czegoś w tej interpretacji brakowało to może momentami tylko mocy i głębi. Znakomita w roli Ortrud była Anna Lubańska, szczególnie imponująca płynnością w prowadzeniu równej frazy. Podobnie głos Thomasa Halla, grającego Friedricha von Telramunda, emanował wysoko postawioną wagnerowską specjalizacją.



Wiesław Kowalski