22.XII.2003


"Potępienie Fausta" Hektora Berlioza



Oszałamiające plastycznie widowisko w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej


   Przedstawienie przygotowane w koprodukcji z Operą w Los Angeles to triumf inscenizacji Achima Freyera. Legenda dramatyczna francuskiego kompozytora, dość trudna do ujarzmienia w warunkach scenicznych - będąca rodzajem "rozsadzanego" od wewnątrz oratorium - została pokazana w sposób baśniowy (ale czy sam Johann Faust nie był postacią magiczną?). Dzieło Berlioza otrzymało bajkową, malarską inscenizację. Sceny Freyera to ożywione obrazy, które zarażają całą swą wielowymiarową siłą. Kolor u Freyera jest intensywny, skondensowany, rzucany na duże płaszczyzny, wyraźnie buduje tło. Sceny-obrazy są w "Fauście" wykorzystane maksymalnie, każdą ich część - wyznaczoną swoistym "operowym blejtramem" - zagospodarowano perfekcyjnie (naturalistyczna scena z wieśniakami, niesamowita "pieśń wielkanocna", przepiękna scena Małgorzaty z warkoczami). Freyer zamienia chórzystów i tancerzy w zwierzęta bądź w niedookreślone potworki. Deformując twarze, tworzy surrealistyczne postacie, które co i rusz przypominały mi te od Jeana Dubuffeta. Dawno nie widziałem równie perfekcyjnej gry światłem wywołującej efekt animacji komputerowej przełożonej na żywy spektakl. I wreszcie znakomity The Freyer Ensamble bawiący oczy sztuką akrobacji.

Freyer pokazuje współczesnego Fausta. Jest nim człowiek goniący bez opamiętania, spalający się, potrzebujący siły, ale i prawdziwej miłości. Sceny Pandemonium (obłąkania świata) i Apoteozy Małgorzaty (zwycięstwa cnoty i wybaczenia) stanowią clou spektaklu.

Inscenizacja "Potępienie Fausta" jest ucztą dla oczu. Gorzej ze stroną wokalną. Nieporozumieniem było zaangażowanie do tak spektakularnego przedsięwzięcia trzecioligowych śpiewaków. Z trójki głównych bohaterów wybronił się jedynie Marcel Vanaud jako Mefistofeles, na którym spoczęła dramaturgia całości. Faust Marcello Bedoniego był bezbarwny, zgaszony i co więcej momentami technicznie nieporadny. Małgorzata Eleni Matos (ze szkolnym poziomem francuskiego) nawet przez moment mnie nie wzruszyła. Na szczęście orkiestra pod Jackiem Kaspszykiem wybroniła muzyczną część spektaklu.

Dyskomfort wokalny nie odebrał mi jednak prawdziwej przyjemności oglądania. To fantastyczna bajka XXI wieku. Teatr? Opera? Oratorium sceniczne? Bez znaczenia.




    strona główna     recenzje premier