6.I.2006


Tragedia Wozzecka



"Wozzeck" Albana Berga po niemal 20 latach powraca do Teatru Wielkiego - Opery Narodowej. Nie ma skandalu, jest świetny spektakl.


Jeżeli ktoś oczekiwał skandalu, gorszących scen, srogo się zawiódł. Poprzedzające premierę dyskusje niskich lotów oraz próba wywołania tzw. afery majtkowej sprowadzały całość do kuriozalnego pytania: czy Wozzeck pojawi się na scenie nago, czy też nie? Absurd, który spowodował, iż praca nad spektaklem przebiegała w wyjątkowo nerwowej atmosferze. Tymczasem spektakl w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej to niezwykle poruszająca inscenizacja.

Kogo stać na moralność?

Wymowa opery Berga jest porażająca. Krzysztof Warlikowski, XIX-wiecznym tekstem Georga Büchnera, kreśli dramat ludzki, wręcz kipiący od aktualnych odniesień (choć nie explicite, jak to miało miejsce w "Ubu Rex" Pendereckiego, poprzedniej realizacji Warlikowskiego na deskach Opery Narodowej). Już sam początek, notatka prasowa o popełnionej zbrodni i jej konsekwencjach, wprowadza nas w całą historię. Kryminalną, mogłoby by się wydawać, choć to tylko pozory. Opera Berga/Büchnera - historia wojskowego fryzjera Wozzecka, ojca nieślubnego dziecka, który z zazdrości zabija Marię, kochankę i matkę swego syna - to traktat o moralności, rozkładzie rodziny, wyizolowaniu i alienacji jednostki, obłudzie i nietolerancji otaczającego świata, rozpadzie najważniejszych więzów.

W pierwszej scenie wszystko jest jasne: Wozzeck zostaje uznany za osobę niemoralną, gdyż żyje bez ślubu i ma nieochrzczone dziecko ("Gdybym miał pieniądze, byłoby mnie stać na moralne życie!" - powiada). Rzecz paląca w czasach premiery (dramatu - 1914, opery - 1925), aktualna także dzisiaj, odsłaniająca hipokryzję współczesnego społeczeństwa, skłonność do ostracyzmu, niezdolność akceptacji wszelkiej "inności".

Wozzeck po raz drugi

Opera Albana Berga nie miała szczęścia w PRL-u. To zaledwie druga inscenizacja tego dzieła w Polsce. W 1965 roku operę, w reżyserii Konrada Swinarskiego, przygotowywał Bohdan Wodiczko. Jednak po nagłej dymisji z funkcji dyrektora Opery Warszawskiej prace nad spektaklem przerwano. Władze uznały, że na "Wozzecka" i tak nikt nie przyjdzie, więc partytura wróciła na półkę. To, co nie udało się Wodiczce, 20 lat później zrealizował Robert Satanowski. Operę - w reżyserii Marka Weiss-Grzesińskiego - wystawiono w 1984 roku. Ostatnie przedstawienie odbyło się w październiku 1987 roku.

Warlikowski konstruuje dramat, trzymając się ściśle libretta, przeprowadzając widza przez kolejne etapy tragedii. Początek wydaje się najmniej udany, zaskakująco statyczny. Poznajemy bohaterów: poniżanego Wozzecka, Kapitana, Doktora (przeprowadzającego eksperymenty na głównym bohaterze), Marię z dzieckiem, Małgorzatę, jej sąsiadkę oraz silnego, w typie macho Tamburmajora (przeciwieństwo Wozzecka, którego wdziękom nie może oprzeć się Maria). Spektakl nabiera dynamiki w akcie drugim, zwłaszcza w kapitalnej scenie tańców, która wyraźnie dzieli się na dwa światy: rozkosznej, czerpiącej z życia, wpatrzonej w Tamburmajora Marii oraz doprowadzonego do obłędu, zagubionego w zazdrości Wozzecka. Akt trzeci to najlepszy fragment tej inscenizacji, przybierający formę iście ekspresjonistycznego teatru, napawającego grozą, zwiastującego nadchodzącą tragedię: Maria wertująca Biblię ma poczucie winy, szuka wskazówek, uspokojenia. Czeka na Wozzecka, który przychodzi, ale tylko po to, by podczas spaceru nad jeziorem ją zabić.

Deformacja i minimalizm

"Wozzeck" Warlikowskiego to dramat jednostki. W operze obserwujemy proces przepotwarzania się głównego bohatera: od pierwszej sceny, w której goli Kapitana, aż po zbrodnię. Wozzeck przechodzi metamorfozę: bieda, bezradność, zazdrość, poczucie utraty męskości doprowadzają go do skrajności. Morderstwo staje się wybawieniem. Partia tytułowa jest niezwykle trudna wokalnie (umiejętność opanowania Sprachgesang - czyli techniki na pograniczu śpiewu i mowy), ale i aktorsko. Znakomicie wypadł w niej - zaproszony specjalnie do tej produkcji - holenderski śpiewak Matteo de Monti (ponoć żaden z etatowych śpiewaków Opery nie był w stanie dobrze jej wykonać). Świetnie wypadły także panie: Wioletta Chodowicz (w partii Marii) i Anna Lubańska (Małgorzata). Strona muzyczna - wybitnie ekspresjonistyczna, prowadzona przez Jacka Kaspszyka - miała swój nerw, dramat, ciągle rozwijała się, "biegnąc" za słowem. Jeśli życzeniem Berga było to, by słuchacze nie zwracali uwagi na misternie skonstruowaną konstrukcję dźwiękową poszczególnych scen, tylko podążali za treścią dramatu, to podczas premiery dokładnie tak było.

Spektakl Warlikowskiego to bolesna lekcja, która nie pozostawia nikogo obojętnym. Traumatyczne przeżycia głównego bohatera doskonale oddają scenografia i kostiumy Małgorzaty Szczęśniak. Bije z nich zimno, dystans, deformacja, minimalizm (z pisuarami w tle), pogłębiając jeszcze zagubienie, rozterki i pustkę głównego bohatera. To jest jego świat, w którym nam, widzom, tylko pozornie trudno się odnaleźć, bo przecież, tak naprawdę, mamy go na wyciągnięcie ręki.

Spektakl zatopiony jest w półmroku, czerni, kolory przypisane są do postaci (Maria ubrana w czerwoną sukienkę, niemal symbolicznie tuż przed śmiercią wkłada białą).

"Wozzeck" w ujęciu Warlikowskiego jest dramatem na wskroś współczesnym - nie ma tu jak w oryginale żołnierzy armii pruskiej, mamy za to grupę tak samo ubranych "garniturowców", wśród których, w dzisiejszym świecie równie dobrze można czuć się wyalienowanym.


    strona główna     recenzje premier